piątek, 1 lutego 2013

piąty


                Pędziłam, napędzana jedynie złością, adrenaliną, bólem. Byłam cholernie wściekła! Miałam pewność, że mogłabym tak biec aż do końca świata. Krajobraz mimo przerażającej prędkości nie rozmazywał mi się przed oczyma: raz biegłam przez las, raz piaszczystą plażą, a teraz zatrzymałam się gwałtownie na opustoszałej jezdni na przedmieściach. Naga kobieta z rozwianymi włosami, długimi pazurami i błyszczącymi, czarnymi oczyma z pewnością zwróciłaby uwagę każdego mijanego człowieka. Uspokoiłam nieco oddech, przeczesałam ciemne pukle palcami po czym w ułamku sekundy znalazłam się na ścianie szarej, brudnej kamienicy. Bezszelestnie wspinałam się po parapetach, aż na dachu znalazłam bezpieczne schronienie za murowanym kominem.
                Kim był Gabriel? Przecież gdyby był prawdziwym aniołem, nie skradłby mi „mojej” duszy. To takie świętoszkowate postacie, a kradzież jest grzechem śmiertelnym, wystąpieniem przeciwko dekalogowi! Demonem też nie był: wyczuwałam odmienność, w dodatku jego skrzydła nie były tanią imitacją z hipermarketu. Cholera jasna, przecież nie mogę na niego donieść mojemu przełożonemu. Skrzywiłam się na myśl o szefie. Belzebub wystarczająco namieszał mi w życiu. Wolałam nie pokazywać mu się na oczy: jak wytłumaczyć moje zdrowie, brak sińców, żebra w normalnych miejscach? Nie, skarga zarządowi odpadała. Jak znaleźć tego aniołeczka od siedmiu boleści? Przecież aż do dzisiaj nie wierzyłam w istnienie czegoś takiego, jak niebo. Otworzyłam usta i krzyknęłam z irytacją, uderzając pięścią o komin. Cegły w miejscu mojego uderzenia popękały.
                Na niebieskiej istocie nie mogłam się zemścić. Ale kto mi zabroni przynieść jakąś inną duszę do piekła?
                Wyprostowałam się dumnie, uniosłam brodę nieco ku górze. Na moich ustach zagościł szelmowski uśmieszek, który nie zniknął, dopóki nie zeskoczyłam z dachu. Wylądowałam miękko na ugiętych kolanach. Już nie biegłam: stawiałam kroki z gracją, poruszając biodrami, jednocześnie napinając mięśnie. Szpony długie na trzy cale nie przeszkadzały mi, wręcz przeciwnie, były wspaniałą bronią. Czułam w sobie tą nadludzką siłę, którą zostałam pobłogosławiona. Chociaż w piekle było wiele demonów silniejszych ode mnie, w tym mieście to ja byłam najpotężniejszą istotą. Zatraciłam w sobie resztki człowieczeństwa, stając się drapieżnikiem na polowaniu.
                Jakby na złość mi, ludzie w zimną noc pozamykali się w domach. Nie chciałam wtargnąć do mieszkania jakiejś zaspanej rodzinki, bo nie miałam ochoty na zabijanie niewinnych dzieci. Może centrum miasta? Nie… W takich zapomnianych alejkach jak ta o wiele łatwiej się ukryć. Bez przesady, na pewno jakiś pijaczyna błąka się, szukając domu! Zaraz, zaraz…
                Pierwszym zmysłem, który zareagował, był węch. Poczułam słodki zapach krwi, potu, łez, ludzkiego strachu i słabości. Po chwili usłyszałam przytłumione krzyki i głuche odgłosy. Co mi przypominały? Wykrzywiłam usta w grymasie – odgłosy bicia, kopania. W brzuch i twarz. Wiedziałam, że kogoś tu znajdę. Intuicja mnie nie zawiodła. Po raz kolejny tej nocy podbiegłam do ściany bloku, złapałam się parapetu i po kilku sekundach byłam już wysoko ponad meliną. Przeskakiwałam z budynku na budynek, czując przyjemne uciskanie w dole brzucha. Podniecenie. Być może jeszcze kilka dni temu nie zdobyłabym się na takie morderstwo: tej nocy uświadomiłam sobie, że moim przeznaczeniem jest krzywdzenie, rabowanie, zabijanie, gwałcenie, torturowanie. Nie mogłam przed tym uciekać, przecież czekała mnie wieczność w tej cudownej powłoce. Byłam trucizną, zamkniętą w smukłej, kryształowej fiolce.
                Stanęłam na krawędzi dachu i wychyliłam się nieco, aby mieć lepszy widok. Przechyliłam głowę, widząc makabryczny obrazek: wysoki mężczyzna znęcał się nad drobną blondynką.
- Jebana dziewka. – miał chyba na myśli „dziwkę”. Typowy wieśniak, próbujący pozować na osobę z wyższych sfer. Przede mną nic się nie ukryje. Na imprezach mógł wciskać ludziom kłamstwa, że pochodzi z Londynu, że jego rodzice to przedstawiciele handlowi, ale ja już byłam pewna, że pochodził z małej farmy, lubił traktory, a jego ulubionym zajęciem domowym było dojenie krów.
- Nie, Lee, ja nigdy… - odgłos uderzenia, głośne plaśnięcie poniosło się echem po ulicy. Dziewczyna łkała cichutko.
- Zamknij się! Widziałem, widziałem, podkładałaś mu cycki pod nos, ty jebana dziewko… - już nie raz zdarzało mu się użyć przemocy wobec ukochanej. Wymienili między sobą dwa zdania, a ja mogłam przedstawić historię ich wspólnego życia. Na początku sielanka, piękna dziewczyna spotyka nieco nieśmiałego chłopaka, wprowadza go do swojego domu, na salony. Gdy zamieszkują razem, mężczyzna ze snów zamienia się w tyrana, żłopiącego piwo i lubiącego szybki seks, nawet jeśli miał brać ukochaną gwałtem.
- Lee-Lee, nie rób krzywdy mi… Dziecku… - dziecku? Proszę. Z tego patologicznego związku miał wyjść bękart, pomiot, zakażony wspomnieniami o ojcu alkoholiku, matce o smutnych oczach? Nie dopuszczę do tego. Usłyszałam kolejny dziwny odgłos. „Dziewka” wymiotowała.
- Jeszcze raz to zrobisz, ukręcę ci łeb. Przyrzekam, ukręcę ci łeb… - szykował się do zadania ostatecznego ciosu. Nie miał w sobie zahamowań. Napędzany wściekłością mógł ją tu zatłuc na śmierć. Dziewczyna czkała, jęczała, próbując powstrzymać naturalne reakcje swojego organizmu. Tego było za wiele.
                Zeskoczyłam na ziemię. Żadne z nich mnie nie zauważyło, byli tak pochłonięci sobą. Lee-Lee klęczał obok blondynki i trzymał ją za włosy, odginając jej szyję pod dziwnym kątem. Wszystko to było jakby za mgłą… Mój rozum nie funkcjonował już normalnie. Podeszłam do pary i stuknęłam mężczyznę lekko w ramię. Odwrócił się, a wtedy ja uderzyłam go pięścią w twarz. Było to trudne, bo długie pazury nadawały się raczej do zadawania uderzeń otwartą dłonią. Zdezorientowany oprawca usiadł na ziemi i wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, próbując zapamiętać najmniejszy fragment mojego nagiego ciała. Mógł się cieszyć. Ostatnią rzeczą, co jego oczy obserwowały, było nieskazitelne piękno.
                 Podniosłam go i popchnęłam na ścianę. Nie zwracałam uwagi na wrzaski jego towarzyszki: rozrywałam jego ciało kawałek po kawałku, słyszałam jęki bólu, ale słodki zapach krwi otumaniał. Uderzałam gdzie popadnie, rozcinając moją najlepszą bronią delikatną skórę. Wbiłam zęby w jego szyję. Fuj. Ciepły płyn płynący z rany śmierdział alkoholem. Czułam jeszcze słaby puls, gasnące bicie serca. Lee-Lee patrzył na mnie błagalnie, gdy rozcinałam jego gardło czując, jak krew plami mi pierś. Zaśmiałam się głośno i wbiłam pazury w jego klatkę piersiową chcąc mieć pewność, że bydlak zginął w męczarniach.
                Patrząca na to blondynka siedziała skulona na ziemi. Wbijała wzrok w swoje wymiociny oraz szeptała.
- Boże, pomóż mi, Boże, mój synek, mój malutki synek, Boże…
- Boga nie ma. – powiedziałam, unosząc jej brodę do góry. Jednym sprawnym ruchem skręciłam jej kark.
                Śmierć to piękno absolutne.

3 komentarze:

  1. Uuuuuu, nooo to była niezła akcja, nooo. Ojej ojej, myślałam, że oszczędzi tą babkę, ale czego ja się spodziewałam ;)

    "Byłam trucizną, zamkniętą w smukłej, kryształowej fiolce." Mmmmm *lubi to*

    Mrok mi się nasączył do mózgu. Wyzwalasz we mnie swoim pisaniem jakieś mroczne pokłady energii, łał ;) Chłonę, chłonę, jak gąbka.

    U mnie tez cos nowego, zostawilam w spamie info, ale mnie zignorowalas! *grozi* ;)

    Czekam na kolejne nowosci!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie. Już myślałam, że się nie doczekam! ;) Rozdział, jak zwykle, prześwietny, nie dziwi mnie, że Serena musiała odreagować - najpierw skrzywdzona przez Belzebuba, następnie okradziona przez Gabriela. Jednak może tli się w niej trochę dobra, skoro "nie miała ochoty zabijać niewinnych dzieci"?
    A ten "wieśniak"... kurde, samo czytanie mnie rozwścieczyło. Bydlak gorszy zachowaniem, niż Belzebub! To niby śmieszne, ale prawdziwe, bo rzeczy się podobne, ano, dzieją. Zasługiwał na śmierć. ;)
    Zastanawia mnie, skąd się nagle wzięły te jej szpony. Czy wcześniej też je miała? o.O
    A końcówka... mmmmioodzioo! xD "- Boga nie ma. – powiedziałam, unosząc jej brodę do góry. Jednym sprawnym ruchem skręciłam jej kark. Śmierć to piękno absolutne." Absolutnie cudownie to opisałaś. :)
    Pozdrawiam ciepło! Dodawaj wkrótce NN!

    OdpowiedzUsuń
  3. Najpierw przeszła mi myśl, że zabije oboje, ale potem tak jakoś mi to wyleciało i myślałam, że tą dziewczynę zostawi; że ją uratowała przed tym gościem, a tu niespodzianka. Nie chciała zabijać dzieci, tak? ;)
    Rozdział cudowny! Ja też zamierzam coś niedługo dodać. Pewnie nowy rozdział byłby już na blogu, bo w zeszłym tygodniu miałam napisane już połowę, ale szkoła nie pozwalała mi dokończyć, a w weekend się rozchorowałam. Teraz tydzień przed feriami znów nawał testów i sprawdzianów, ale może dodam przed feriami i może dłuższe. Pisałam, że mam już połowę, ale teraz się zastanawiam czy gdybym pisała dłuższe rozdziały to nie byłby dopiero początek lub koniec początka tego rozdziału. No nie wiem, zobaczy się.


    Dzisiaj przeczytałam wszystkie wpisy od 1. albo 2. rozdziału i chyba pominęłam 4. Musiałam sobie trochę przypomnieć. 3. nadal moim ulubionym. ;]

    OdpowiedzUsuń