niedziela, 9 grudnia 2012

trzeci

Miał cichy i spokojny głos. Niski, pieszczący uszy. O wiele bardziej pasował mi do kogoś pokroju mnie, kogoś, kto jest stworzony do wodzenia na pokuszenie.
- No spójrz na mnie! - nie krzyknął, ale ton stał się bardziej niecierpliwy. Nadal nie wiedziałam, czego się spodziewać, dlatego niechętnie uniosłam wzrok i obdarzyłam go łaskawym spojrzeniem. Twarz anioła rozjaśnił jeszcze szerszy uśmiech: z jego strony musiałam wyglądać komicznie, ledwo żywa, tymczasem nadal buntownicza.
- Nie bądź taka naburmuszona. - dodał milszym tonem i zaplótł ramiona na szerokiej piersi. Zmarszczyłam brwi i jednocześnie syknęłam. Dlaczego bolały mnie nawet mięśnie twarzy? Narastała we mnie irytacja, bunt i złość. Byłam potężnym demonem, tymczasem zostałam brutalnie upokorzona. Czemu?! Dlaczego mój pobratymiec postanowił mnie zniszczyć? I jakim prawem odwieczny wróg mówił do mnie w taki sposób? Po co tu przybył, jeśli nie dostał rozkazu zgładzenia mnie? Zacisnęłam dłonie w pięści i zamrugałam powiekami, próbując odgonić łzy. Dziś wylałam ich tak wiele...
- Odejdź stąd. - wydusiłam jedynie z siebie, po czym zaniosłam się kaszlem. Z moich ust wyleciały kropelki krwi. Anioł zmarszczył czoło, jednak miał na tyle przyzwoitości, że niczego nie komentował. Postanowiłam zachować resztki godności i wstać, jednak okazało się to zbyt trudne. Odchyliłam nieco rozdartą sukienkę i zamarłam... Z mojego boku wystawały dwa połamane żebra, klatka piersiowa przypominała jedną wielką krwawą miazgę. Jakim cudem w ogóle żyłam? Miałam ochotę wrzasnąć po raz kolejny. Byłam chyba zbyt oszołomiona, żeby czuć ból, a może to kolejny ironiczny dowcip mojej nieśmiertelności? Miałam tak trwać już do końca świata? Moje czarne, puste oczy ze zdziwieniem wpatrywały się w rany, a nieznajomy korzystając z chwili nieuwagi usiadł obok mnie po turecku. Rzuciłam mu kolejne pogardliwe spojrzenie, chcąc wmówić sobie, że jest jedynie kolejnym naiwnym, pijanym śmiertelnikiem... Ale nie potrafiłam. Najbardziej w nim denerwowały mnie te białe istoty na jego plecach, drgające i szumiące, jakby pragnące znów wynieść swojego właściciela w przestwór niebieski.
- Głuchy jesteś? Odejdź. - próbował przejechać dłonią po mojej skrwawionej twarzy, jednak ja w porę chwyciłam go za palce. Miał taką ciepłą skórę. Różniliśmy się od siebie wszystkim. Nawet temperaturą naszych ciał. Oboje patrzyliśmy na nasze splecione ręce ze zdumieniem. Moja dłoń była drobna, biała, zakończona długimi paznokciami. Jego dłoń była szeroka, spracowana, a mimo to nadal miękka w dotyku. Pasowały do siebie tak idealnie, że nie byłam w stanie ich rozłączyć, nie umiałam stwierdzić, czyja dłoń jest czyja.
- Daj sobie pomóc. - jego głos przerwał magiczną chwilę. Otrząsnęłam się z odrętwienia i zerwałam łączącą nas więź. Momentalnie poczułam dawną pustkę.
- Ty chcesz mi pomóc? - prychnęłam. - Przecież jesteś... Aniołem. - mruknęłam, wskazując głową na skrzydła poruszające się za nim.
- Co w związku z tym? Skoro jestem istotą z nieba, nieskazitelnie dobrą, to chyba chcę pomagać, racja? - mówił do mnie jak do małego dziecka, co tylko gorzej mnie zirytowało. W odpowiedzi z niedowierzaniem pokręciłam głową. Cały czas byłam pod wrażeniem jego urody, wrażliwości. Ból nie doskwierał mi tak mocno, jak przed minutą. Może to naiwne, ale od bardzo dawna potrzebowałam czyjejś uwagi i współczucia. Jako śmiertelna nastolatka marzyłam o wielkiej miłości, która zatrzęsie moim światem; że będę nocami wymykać się z domu, będę codziennie dostawała kwiaty, aż wreszcie rodzice wyprawią mi wspaniały ślub, który będzie towarzyskim wydarzeniem roku. Chciałam kochać raz, a porządnie. Co te matki i bajki z nami, kobietami zrobiły...
- Nie potrzebuję twojej pomocy. - stwierdziłam po chwili, zaciskając wargi oraz uparcie wpatrując się w punkt na ścianie znajdujący się ponad głową ochotniczego ratownika.
- Przecież potrzebujesz. Nie daj się prosić. Ja jestem Gabriel. Zdradź mi chociaż swoje imię, nieziemska istoto... - przerwałam mu atakiem histerycznego śmiechu.
- Bądź już cicho. Proszę. Daj mi spokój. - odparłam, próbując odwrócić się do niego tyłem. Co tu kryć, nie mogłam się ruszać. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, w ogóle ich nie czułam. Od ponad wieku nie byłam tak... Słaba. Ludzka. Uważałam siebie za niezniszczalną, tymczasem życie było tak kruche. Nawet moje.
W głębi duszy (o ile w ogóle ją miałam) czułam, że pomoc jest mi niezbędna. Moim jedynym pożywieniem był ludzki strach. W takim stanie nie ruszyłabym się nigdzie poza to pomieszczenie, a ponieważ jedyny człowiek w pobliżu leżał martwy na posłaniu, to gdzie szukać "jedzenia"? Śmierć głodowa z pewnością nie należała do szybkich i bezbolesnych odejść ze świata. Westchnęłam ciężko. Gabriel... Wzbudził we mnie zaufanie, dlatego pragnęłam zagłębić go w mroki swojej duszy. Miałam wrażenie, że tylko on jeden na całym świecie będzie potrafił mnie zrozumieć. Boże, co się ze mną działo? Gdzie ta zimna, oschła Serena?
Anioł odczytał mój nastrój. Wiedział, jak bardzo jestem krucha psychicznie. W jego dobrotliwych, zielonych oczach malowała się jedynie czysta troska i zachwyt. Nie mogłam poddać zwątpieniu tego, że jego powołaniem było czynienie dobra. Nadal miałam wątpliwości, przecież nie pojawił się tu tylko dlatego aby uratować piekielny pomiot. Mój głos rozsądku zamilkł, gdy zatopiłam swoje spojrzenie w jego tęczówkach. Tym razem nie odepchnęłam jego dłoni - pozwoliłam, aby pogłaskał mnie po policzku, wyraziłam niemą zgodę na to, by nasze wargi się zetknęły. Co się ze mną działo? Poczułam się, jakby moje serce po upływie stu lat odzyskało siły i na nowo zaczęło pompować krew. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego, a smakowałam wielu ust.
Nie spieszył się. Muskał wargami każde zranione miejsce na mej twarzy, następnie bardziej się pochylił i połaskotał oddechem moją poranioną pierś. Dotyk przynosił ulgę, był niczym lek uspokajający, przeciwbólowy, antydepresyjny... Przymknęłam powieki, czując błogie ciepło...
... A gdy otworzyłam oczy anioła już nie było. Razem z Gabrielem zniknęła dusza mężczyzny, którego uśmierciłam. A więc to tak! Po prostu nie chciał, żebym oddała mu go bez walki! Kupił sobie moje zaufanie czułymi słówkami i jakimiś niebiańskimi sztuczkami! Do diabła z tym całym męskim światkiem! Zaklęłam pod nosem i ostrożnie wstałam, jak gdybym nie była pewna, czy pieszczoty anioła mnie uleczyły. Ciało jednak odzyskało pełną sprawność. Po raz kolejny złość rozsadzała mi czaszkę, dlatego wybiegłam z domu, nie oglądając się za siebie. Nie wiedziałam, gdzie pędzę. Chciałam jedynie ugasić pragnienie zemsty.

~*~
Po raz kolejny nie jestem zadowolona o.O Coś ostatnio nie mogę przekonać się do swojego stylu. Po milionie poprawek publikuję. Mimo wszystko miłego czytania :-)

3 komentarze:

  1. Ach, moja kochana, jestes dla siebie zbyt surowa! Stanowczo!

    "Co te matki i bajki z nami, kobietami zrobiły..."

    No po prostu co drugie zdanie to perełka! Ale nie będę Ci w komentarzu kopiować przezcież całego Twojego posta, więc staram się wybrać to co mnie najbardziej trafiło, a wcale to proste nie jest!

    Fabuła (jak już pisałam) w sam raz dla mnie, dla mnie, dla mnie ;) Hehe to Ci Gabryś, cwaniak, uwodziciel. ^^ Nooo ale wydaje mi się, że nawet jeśli tą potyczkę rozstrzygnął on, to "bitwa" dopiero sie zaczyna. Wielkiego nabieram na nia apetytu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie podoba mi się Twój styl pisania. Piszesz lekko, pryjemnie się czyta, a jednocześnie robisz wswpaniałe, rozbudowane zdania. Tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się po prostu podpiszę pod wyższymi komentarzami.
    Czemu ja nie umiem tak pisać? ;_;
    Moje koleżanki, które twierdzą, że mam talent powinny
    przeczytać TO i kilka innych blogów. Wtedy wiedziałyby czemu zaprzeczam. :)

    OdpowiedzUsuń