poniedziałek, 26 listopada 2012

pierwszy




Samotny mężczyzna. Około czterdziestki. Ubogi urzędnik. Jego jedyny grzech? Wielokrotne oszukiwanie przy rozliczeniach. Teraz na niego kolej. Następnej nocy jego wnętrzności będzie pożerał Cerber…

Odwróciłam wzrok od zwierciadła, na którym wyświetliła się wizja. Rozkaz. Trzeba wziąć się do roboty. Ten pustelnik, którego przed chwilą oglądałam, wydawał być się łatwym celem. Wystarczyło uwieść go, przeżyć bardzo przeciętny stosunek, a następnie uśmiercić go. Banalne, prawda?
Kiedy ponownie spojrzałam na lustro, miało swoją zwykłą metaliczną barwę i ujrzałam w nim swoje odbicie. Cóż… Robiło wrażenie. Miałam na sobie jedynie krótką, czarną sukienkę z koronki, która chyba więcej odsłaniała, niż zasłaniała.Wydęłam lekko szkarłatne wargi, zmrużyłam powieki otoczone kurtyną czarnych jak smoła rzęs, poprawiłam brązowe włosy niesfornie opadające na twarz i zaśmiałam się głośno. Od ilu lat co wieczór powtarza się ten schemat? Od stu? Dwustu? Pokręciłam głową zrezygnowana i odwróciłam się...
- Cholera! - krzyknęłam, bo tuż przed moją twarzą pojawiła się inna twarz. Blada, złowroga, maska bez uczuć czy emocji. Belzebub pojawił się bezszelestnie, zaś moja reakcja zapewne mile połechtała jego wybujałe ego. Był diabłem, jednym z tych najwyższych rangą, a mimo to zachowywał się jak śmiertelny nastolatek. Nic, tylko robić wrażenie. Straszyć, męczyć, dręczyć, poniżać, a wszystko tak naprawdę na pokaz. Fakt, wyglądał wyjątkowo. Wysoki na ponad dwa metry, z burzą czerwonych włosów, miał regularne rysy twarzy i oczy tak błękitne, że niemal białe. Można było w nich utonąć. Ale nie ja... Ja już za bardzo uodporniłam się na męską urodę. Żaden nie robił na mnie wrażenia - diabeł, demon, anioł, człowiek. Potrafiłam egoistycznie dostrzec jedynie swoje piękno.
- Serena, kochanie... Przestraszyłaś się mnie? - zachichotał. Gdy dźwięk dotarł do moich uszu, poczułam biegnący wzdłuż kręgosłupa zimny dreszcz. - Doprawdy, jesteś sukubem... Wszyscy wychwalają twój ognisty temperament i namiętność, to, że nie dajesz się nikomu usidlić jak dzika pantera, a wobec mnie stajesz się miękka jak wosk kapiący ze świecy... - wszystkie te słowa wypowiedział wprost do mojego ucha, bawiąc się kosmykami mych włosów. Nie byłam śmiertelniczką - fakt. Ale pod względem mocy przewyższał mnie tysiąckrotnie. Jedno słowo, a byłabym mokrą plamą na ziemi. Po raz kolejny usłyszałam piekielny chichot i domyśliłam się, że znał moje myśli.
- Dokładnie tak. Mogę cię zmiażdżyć. Dlatego zrobisz to, na co mam ochotę. - nie miałam ochoty odpowiadać, dlatego odwróciłam wzrok. Nie było mi jednak dane pominąć całego zdarzenia milczeniem - szatan zacisnął palce na moim podbródku i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. - Prawda? - przechylił lekko głowę, a ja ujrzałam tańczący na jego ustach kpiący uśmieszek. Z mojej strony nie było żadnej reakcji, dlatego przejechał swoim długim paznokciem wzdłuż mojego ramienia zostawiając na nim krwawą pręgę. To nie wygoi się tak szybko jak małe ranki, które potrafiły zniknąć w ciągu kilku sekund, dzięki temu, że byłam jednym z demonów. Jęknęłam cicho i zamrugałam kilkakrotnie, próbując przegonić z oczu łzy bólu. Ale nie mogłam się tak łatwo poddać. Nadal unikałam jego hipnotyzującego spojrzenia.
- Idź do diabła. - szepnęłam ironicznie, jednak zaraz tego pożałowałam. W mojej głowie rozpętała się burza - straciłam na moment wzrok i poczułam, jak uchodzi ze mnie chęć do walki. Ból był niesamowity, jak gdyby mózg postanowił rozpaść się na milion szklanych kawałków, które teraz kruszą czaszkę. Nieprzytomna z bólu poczułam, jak uginają się pode mną kolana.
- Jesteś tylko moja. I mogę zrobić z tobą wszystko. Prawda?
- Prawda. - szepnęłam. Nigdy nie byłam tak upokorzona. Kpiący uśmieszek stał się szerokim uśmiechem radości, gdy czerwonowłosy pociągnął mnie za sobą na podłogę.
~*~
Nie trwało to krótko. Nie było przyjemne. Nie pozwoliłam sobie na łzy w jego obecności. Dopiero w samotności rozszlochałam się na dobre i skuliłam na podłodze. Czekało mnie jeszcze zadanie, musiałam zwieść biednego mężczyznę na pokuszenie. Jak ja żałowałam, że stałam się kimś takim! Jak mój własny ojciec mógł skazać mnie na taki los?! Wolał być szczęśliwym egoistą! Nie potrafił oddać własnego życia w ofierze, tylko oderwał mnie od szarej codzienności i zmusił do opuszczenia domu. Wyprawił mi piękny, udawany pogrzeb. Trumna była pusta. Patrzyłam na szlochającą matkę i miałam ochotę rozszarpać wszystkich w kaplicy. Belial, jeden z pobratymców Belzebuba zmusił mnie, abym na to wszystko patrzyła. Nigdy nie czułam takiej rozpaczy, jak wówczas.
Piekło nie było dokładnie takie, jak w wyobraźni wielu ludzi. Owszem, istniały tam kręgi przyporządkowane odpowiednim demonom i grzesznikom. Jednak każde z nas, piekielnych synów i córek, miało swoje własne 'mieszkanie'. Potrzebowałam snu, lecz żywiłam się energią, którą zabierałam od tych, z którymi współżyłam. Wiodłam spokojne życie - praca, odpoczynek, spotkanie z innymi piekielnymi pomiotami. Z początku opiekowała się mną Katrina - niestety została unicestwiona, ponieważ chciała porzucić swój 'zawód'. Nie potrafiła dłużej zmuszać się do zabójstw. Nie lubiłam przyznawać się ludzkich uczuć, ale tęskniłam za nią... Była mi jedyną podporą, ale ten filar bezpieczeństwa bezkarnie mi odebrano.
Na początku miałam głupią myśl, żeby się zabić... Ale przecież byłam nieśmiertelna i mogły zniszczyć mnie tylko demony mające więcej umiejętności i doświadczenia. Stałam się sukubem - służyłam jedynie do pozyskiwania prawie niewinnych dusz. Moja uroda została jeszcze dodatkowo podkreślona, w dodatku zyskałam umiejętność patrzenia w ciemnościach i odczytywania ludzkich nastrojów. Wszystko polegało jedynie na tym, aby zaciągnąć śmiertelników do łóżka, a podczas uniesienia odebrać im życie. Po jakimś roku zaakceptowałam swój los i stałam się zimna, obojętna. Mało co potrafiło mnie wzruszyć. Wsławiłam się w byciu najlepszą kochanką i pobiłam rekord jednej ze starożytnych sukub - w ciągu pięciu lat ponad dwa tysiące mężczyzn cierpiało za moją sprawą wieczne męki. Upodobał mnie sobie Belzebub - po odejściu Katriny udawał, iż chce mi pomóc. Ja głupia mu zaufałam, byłam zauroczona jego mocą, pewnością siebie. Po jakimś czasie wszystko diametralnie się zmieniło. W mojej podświadomości zakorzeniał koszmary, gwałcił mnie, wymyślając najbardziej perfidne sposoby do zadania mi bólu. Dziwne, że szatana, żyjącego od zarania dziejów, potrafiło coś podniecać.
Otarłam policzki z krwawych łez spływających po moich bladych policzkach. Wspomnienia potrafiły ranić. Przeszłość potrafiła niszczyć, ale przecież dzięki niej można także budować. Musiałam wyjść, pokazać, że wcale mną nie wzruszył akt przemocy, którego byłam ofiarą. Przecież byłam silna, zimna, oschła, niewzruszona, okrutna. Taką maskę musiałam nałożyć. Gdy wychodziłam, przelotnie spojrzałam w zaczarowane zwierciadło. Wyglądałam jak zwykle - tylko oczy były przepełnione morzem smutku i bólu samotności...
~*~
Stanęłam przed wysokimi, dębowymi drzwiami. Teraz wystarczyło pomyśleć adres i otworzyć jedno ze skrzydeł. Takie sztuczki znacznie ułatwiały życie, bo teleportacja osobista bardzo męczyła, a w moim zawodzie bardzo potrzebny był zapał i... Energia. Na szczęście nikogo nie spotkałam na korytarzu wiodącym do portalu - potrzebowałam chwili samotności. Bolało mnie całe ciało, a teraz nie mogłam zawieść. Kto wie? Może zbliżał się mój koniec? Zostanę zamrożona w ostatnim kręgu piekielnym - wciąż żywa, jednak bez możliwości jakiegokolwiek ruchu. To chyba jeszcze gorsze niż śmierć. Zanurzona w pesymistycznych rozmyślaniach szepnęłam:
- Downey Street 43 - nacisnęłam klamkę i wkroczyłam w srebrne płomienie.
~*~
Na ludzkiej ziemi padał zimny deszcz. Biczował moją prawie nagą skórę cienkimi strugami. Skrzywiłam się i spojrzałam na mały, zaniedbany dom, stojący przede mną. W  mojej głowie już stworzył się plan... Całe zdenerwowanie, stres, strach i ból ustąpiły miejsca adrenalinie. Uśmiechnęłam się łobuzersko, przeczesałam palcami mokre włosy i podbiegłam do drzwi mieszkania, stukając obcasami. Zapukałam nerwowo i przygryzłam pełna wargę, przyjmując pozę zdenerwowanej dziewczynki. Otworzył mnie dokładnie ten sam facet, którego oglądałam przed paroma godzinami na powierzchni mego zwierciadła. Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale przesunął rozbieganym spojrzeniem wzdłuż całego mojego ciała.Chyba zrobiłam na nim wrażenie: lekko rozdziawił wargi, po czym nerwowo je przygryzł. Nie minęła sekunda, gdy podświadomość podszepnęła mu, że nie zrobił ciekawego wrażenia. Wyprostował się i wypiął pierś do przodu, a jego wzrok stał się bardziej rozpalony - ciemne oczy wyglądały jak płonące węgielki. Z daleka czułam krew coraz szybciej pulsującą mu w żyłach... Z trudem powstrzymałam się od oblizania ust.
- Przepraszam, ale się zgubiłam, a tutaj taka straszna pogoda... - powiedziałam niskim głosem,obdarowałam go czarującym uśmiechem i spojrzeniem obiecującym rozkosz...

..oOo..
Nie oczekiwałam wiele po początkach, ale kurde :D Zero ludzkiego odzewu. Czekam na rehabilitację, zapraszam do czytania. 
+ Niektóre z opisywanych scen, jak na przykład pierwsza, pochodzą z mojego własnego doświadczenia, dlatego jestem bardzo wyczulona na ich krytykę. Przepraszam, ale muszę najpierw sama pokonać swoje demony, a dopiero potem patrzeć na reakcję innych. Ehh, koniec prywaty. 
Dobrej nocy!

niedziela, 25 listopada 2012

prolog

Zimno... Przenikliwe zimno. Mężczyzna poczuł je dopiero po chwili, gdy igiełki mrozu wbiły mu się w gołe uda, pośladki i brzuch. Dopiero to denerwujące uczucie rozbudziło go z amoku. Zauważył, że spoczywa na ziemi, usłanej liśćmi pokrytymi szronem... A obok niego również ktoś leży. Zerwał się na równe nogi, podciągając spodnie i nerwowo rozglądając się wokół. Przed nim leżała drobna blondynka. Można by ją uznać za piękną, gdyby nie wytrzeszczone oczy, siny kolor ust i kredowa cera. Przerażony spojrzał na swoje  dłonie, uwalane brudem i krwią. Czy on...? Nie... To niemożliwe! On nie był złym człowiekiem! Nigdy nie myślał o sobie jak o potworze! Co z tego, że miał pewien... Przymus. Co z tego, że czuł się jak dzikie zwierzę, opętane jedynie pożądaniem?! Przecież się leczył! Rozmawiał z doktorem! Że nie tylko prokreacja się liczy... Usłyszał swój własny, przerywane szloch i odbiegł z miejsca zdarzenia. Nie potrafił przyznać się przed samym sobą, że brutalnie zgwałcił siedemnastolatkę, a potem udusił ją, aby jej zeznania nie obciążyły jego czystego dotychczas konta. Był szanowanym urzędnikiem państwowym. Jak mógłby zaryzykować splamienie dobrego imienia?!
Droga zdawała się nie mieć końca. Wszędzie panował spokój. Nieziemska cisza zmącona tylko histerycznymi krzykami i spazmatycznym szlochem. Wykończony upadł na kolana i pewnie zamarzłby na leśnej drodze, gdyby nie poczuł mocnego uścisku na ramieniu. Podniósł zmęczony wzrok i ujrzał przed sobą nieludzko wysokiego mężczyznę o czerwonych włosach i spiczastych kłach. Jego oczy przypominały tęczówki albinosa. 'Boże... Zasłużyłem na taki koniec....' - pomyślał i już chciał się przeżegnać, ale nieznajomy ścisnął jego nadgarstek z taką mocą, że wręcz zmiażdżył jego kości. Mężczyzna zawył z bólu i skulił się. 'Niech zrobi to szybko. Niech to nie boli.'
- Wiem, co zrobiłeś... - złowrogi szept poniósł się echem, a mimo to wbijał się w mózg przestępcy niczym wiertło. - Będziesz się smażył w piekle, ja będę tylko dodawał ci cierpień... Zapomnisz o wszystkim, tylko ból będzie ci towarzyszył przez całą wieczność. Nie chciałeś być zbrodniarzem, prawda? Wystarczy sekunda. Chwila nieuwagi, zapomnienia... - człowiek zerwał się z klęczek i popchnął zjawę. Czerwonowłosy zaśmiał się jedynie kpiąco, bo ten rozpaczliwy gest nawet nie ruszył go z miejsca. Stał dalej niczym skała.
- Masz szansę to naprawić. - dodał. - Mam dziś dobry humor i jestem łaskawy. Potrzebuję tylko jednego. Jednej, małej duszyczki wraz z ciałem... Młodym, pięknym, jędrnym. - machnął dłonią w powietrzu. Przed gwałcicielem pojawił się obraz jego jedynej, najdroższej córki. Była kompletnie naga. Jednak... To nie mogła być dokładnie ona! Serena była cichą, subtelną, młodą kobietą, zaś ta mglista zjawa wręcz ociekała namiętnością. Spoglądała czarnymi oczyma spod wachlarza rzęs, długie ciemne włosy zasłaniały krągłe, obfite piersi. Była przy tym smukła i stała wyprostowana, jakby wiedziała, jakie wrażenie robi. Mężczyźnie zrobiło się wstyd... Przecież to jego córka! Jak mogła wzbudzać w nim pożądanie, nawet jeśli patrzyła na niego tak kusząco?! Poza tym to przecież jakieś sztuczki! Ten tutaj obok jest przebierańcem, który uciekł z zakładu dla obłąkanych! Z rozmyślań wyrwał go głos.
- Ona, albo ty...
~*~
Gdy patrzę w lustro, widzę siebie. Zmieniam się, z każdym dniem coraz bardziej. Uroda przemija, ale dla mnie jest to już nieważne. Jeszcze parę lat temu... Jeszcze parę lat temu, trwałabym w bezruchu. Byłabym nieśmiertelna. Niezmienna. A teraz zerkam w gładką powierzchnię zwierciadła i widzę zmęczone, czarne jak węgielki oczy, czekoladowe włosy opadające lśniącą kaskadą na dumnie wyprostowane plecy. Wokół pełnych ust powstają pierwsze zmarszczki od częstego uśmiechania się.
Wokół mojego uda oplata się blondwłosy chłopczyk o niespotykanych, głębokich oczach w kolorze nocnego nieba. Patrzę na niego i serce samo mi się raduje. Tak niewiele, a mogłabym go nie mieć. Całe szczęście mogło mnie ominąć - do mnie należał wybór, jaką ścieżką pójdę. Na początku los rządził mną. Teraz ja rządzę nim.
Tak, to ja jestem córką zbrodniarza. Przez ponad sto lat, od 1894 roku byłam demonem, zwodzącym mężczyzn na wieczną zgubę. Ojciec wolał oddać mnie. Jedyną córkę!
Wszystko muszę z siebie wyrzucić. Może to będzie mały rodzaj zemsty.

sobota, 24 listopada 2012

zero

Przecież najtrudniejsze są początki...
Dlatego nie zrażam się tym, że nie umiem dokończyć ustawiania szablonu, że to mój pierwszy blog na tej stronie. Ale jutro zacznę pisać to, co siedzi w mojej głowie. Nie boję sie, bo i czego? Nad tą historią zastanawiałam się od dłuższego czasu. Dlatego już od jutra zapraszam do czytania o temacie zapewne banalnym i oklepanym. O miłości, czasami bezsensownej i głupiej, ale jednak miłości.
Dobrej nocy, Agata :)